niedziela, 21 lipca 2013

Od Samuel'a i Dean'a - Crystal Falls?

*Dean
Jak zwykle nie umie odpuścić. Cały czas tylko drze tą swoją ładną buźkę. Jestem tylko "[...]piep*rzonym dupkiem, który zmarnował jej całe życie!" i "[...] zwykłym skur**elem przez, którego matka się jej wyrzekła". Takie teksty słyszę od kilku dni. Nie wiem co ją napadło, może ciąża? Ale chyba bym poznał... Pamiętam jak mama była w ciąży z Sam'em.
- Zniszczyłeś mi całe życie! - warknęła Anna zalana łzami.
- Ja?! Czy kazałem Ci do chol*ery za mną iść?! Nie! Sama wybrałaś sobie takie życie. - odwarknąłem układając się na mchu. Teraz chciałem tylko zasnąć i obudzić się jutro bez zmartwień tak jak co dzień.
- Masz racje... To moja wina... Mogłam zostać u Łowców... *(skrót byłej watahy)* Mikey... Starał się o moje względy, ale nie... Ja musiałam wybrać Ciebie! Czemu byłam taka głupia?! - tego było już za wiele. Nienawidziłem, gdy wspominała o tym skur... Bez słowa, tylko warcząc wstałem i wybiegłem z jaskini. Na moją twarz od razu spadło sporo kropel deszczu. Mimo nocy, zauważyłem Sammy'ego siedzącego pod sosną.
- Rozstajecie się? - zapytał smutny.
- Nie. Anna po prostu jest zła, że nie potrafię znaleźć odpowiedniego dla nas terenu. - odparłem czochrając mu grzywę.
- Przestań. - zaśmiał się ponuro i wtedy zaburczało mu w brzuchu.
- Głodny?
- Yhym.
- Choć, zapolujemy. - uśmiechając się wstałem i otrzepałem się z deszczu.
- Ta... Idź poluj z tym gówniarzem. - usłyszałem wark Anny, która zaraz do nas podbiegła.
- Idź i zacznij sam. Zaraz do ciebie dołączę.
- Dobrze... - szepnął Sammy i zniknął pomiędzy gałęziami.
- Masz jakiś problem?! - zwróciłem się do wadery.
- Tak mam! Ty nim jesteś! - warknęła. Ja by nie kłócić się dłużej odwróciłem się lecz ona nie skończyła. Pociągnęła mnie za ramię. - Mówię do Cie... - Anna nie dokończyła, ponieważ byłem na tyle wkur*iony, że ją popchnąłem.
Wilczyca zatoczyła się do tyłu i potknęła o kamień. Natychmiast do niej podbiegłem lecz za późno... Moja ukochana spadła w przepaść. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, leżałem z pyskiem i łapami zwieszonymi w dół ze urwiska. Patrzyłem na jej martwe ciało... na krew, która wypływała z jej ciała... Nie wiem nawet kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Musiałam płakać już dość długo, ponieważ moje łapy były całe mokre. Nie mogłem żyć z poczucia winy, łapami zacząłem wysuwać się za urwisko... Jeszcze tylko troszkę...

*Sam
Gdy wbiegłem w krzaki nie miałem zamiaru polować. Miałem... Coś w rodzaju wizji. Widziałem tylko zdołowanego Dean'a posuwającego się w przód. Musiałem znaleźć pomoc. Biegłem dosyć długo, dopiero po 30 minutach poczułem zapach wilków, a jeszcze kilka minut później ujrzałem w jaskini białą waderę. Przed wejściem zatrzymałem się i szepnąłem.
- Proszę pani...
- Hy? Kto tam jest? - zapytała nieufnie.
- Ja... - znów szepnąłem i odsunąłem się w dal by mogła mnie zobaczyć. Światło księżyca akurat świeciło prosto na mnie.
- Czego szukasz?
- Niech mi pani pomoże, proszę... Mój brat... On ma chyba kłopoty. - wyjąkałem to co zapadło mi w pamięci.
- Jakiego rodzaju kłopoty? - powiedziała podchodząc do mnie i uważnie mi się przypatrując. Szczerze? Chyba już ją kiedyś wybrałem.
- Nie wiem... Dean stał nad urwiskiem i...
- Dean? - wadera jakby lekko się przeraziła, ale zaraz się opanowała. - Gdzie?
- Tam są takie góry i urwisko, a na dole jest jakby rzeczka z ostrymi skałami. - mówiłem wymachując przy tym łapkami.
- Chyba wiem o czym mówisz. - szepnęła. Zaraz potem wzięła mnie za skórę na karku i zarzuciła na grzbiet. - Trzymaj się mocno.
- Jasne. - powiedziałem energicznie. Śnieżnobiała wilczyca popędziła sprintem w kierunku, z którego przyszedłem. Jakby wiedziała gdzie stawiałem kroki.
Gdy dotarliśmy już do Dean'a wadera szybko lecz delikatnie zdjęła mnie z grzbietu i rzuciła się na ratunek mojemu bratu, który już prawie spadał z urwiska.
- Dean! - krzyknąłem. Zaraz potem Dean spadł, a wadera skoczyła za nim.

*Dean
Gdy już byłem cm od tego by spaść i dołączyć do Anny w świecie zmarłych usłyszałem krzyk Sammy'ego. Chciałem się odwrócić, ale kamień pod moją łapą się osunął, a ja spadłem. Gdy leciałem w dół zauważyłem, że leci "ze mną" również biała wadera. Dziwnie znajoma. Nie mogłem pozwolić by zabiła się z mojego powodu (mimo iż mam nieprzyjemny charakter szanuję wadery). Chwyciłem ją w locie i dzięki żywiołowi powietrza uniosłem nas ku górze.
Gdy tylko odstawiłem ją na kamień ona skoczyła na mnie i tak przekoziołkowaliśmy kilka razy, aż rąbnąłem grzbietem o głaz.
- Debilko! - warknąłem.
- Ja?! Ty chciałeś się zabić! - odwarknęła. Podniosłem wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Te oczy... Ten nieufny wzrok... Znam go skądś.
- Dean. - usłyszałem pisk przerażonego brata.
- Nic mi nie jest Sammy. - zaśmiałem się lekko i poczochrałem mu grzywę.
- Sammy... Dean... - szepnęła wadera pod nosem.
- Tak. Nazywam się D... - nie dokończyłem, ponieważ wadera dała mi z całej "pety" z liścia. Moje oczy (jak to miały w zwyczaju kiedy się złościłem) od razu zaczęły świecić na złoto.
- Dean! - krzyknęła radosna i rzuciła mi się na szyję.
Spojrzałem na Sam'a on na mnie, obydwoje byliśmy całkiem zdezorientowani.
- No tak, jestem Dean. - powiedziałem odpychając ją od siebie. - A ty?
- Sayenna. Nie poznajesz mnie? - zapytała już smutna.
- Niemożliwe. - szepnąłem pod nosem. Wyminąłem ją i odszedłem kilka metrów dalej.
- A jednak. Jestem tutaj.
- Ale... Oni wszyscy zostali zabici. Martwi! - krzyknąłem, a moje oczy jeszcze bardziej zaświeciły.
- Co? Kto Ci to powiedział? - zapytała zdezorientowana.
- Anna. Gdy tylko powiedziałem, że chcę po Ciebie wrócić ona... Odradziła mi tego. Powiedziała, że widziała jak umieracie. Jak was ścinają. Nie wierzę Ci. Nie możesz być Sayenną.
- ... - wadera przez dłuższą chwilę milczała, aż nagle zaczęła nucić piosenkę. Piosenkę dzięki, której tak właściwie się poznaliśmy.
Bez słów tym razem ja rzuciłem jej się na szyję.
- Sayenna. - szepnąłem. Bardzo mi jej brakowało. Była moim jedynym przyjacielem nie licząc Sam'a.
- E-e-em. - chrząknął mały.
- A właśnie. Sayenno to Sam mój młodszy brat. Sammy to Sayenna, moja najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa.
- Miło mi. - powiedziała wadera i podała basiorkowi łapę.
- Mi również. - odparł Sam i... ._. pocałował ją w łapę.
- Co za dżentelmen. - zaśmiała się wadera. - A tak właściwie co tutaj robicie?
- E... - nie chciałem by Sayenna dowiedziała się co zrobiłem Annie więc musiałem ominąć parę faktów. - Szukamy watahy.
- Tak?
- Tak! - krzyknął z niewiadomych powodów Sam.
- Tak się składa, że mam. Dopiero co założoną. Jestem tylko ja. - odparła z ciepłym uśmiechem, takim jaki zapamiętałem z dzieciństwa.
- Możemy dołączyć. - zapytałam lekko co ukrywając moją radość.

<Sayenna? ;3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz