sobota, 27 lipca 2013

Od Isabelli

Byłam córką alf w rodzinnej watasze. Moja mama urodziła mnie w podeszłym wieku. Nieprawdopodobne, a jednak. Dużo osób dziwiło się decyzji jej i ojca, gdyż mieli już córkę, Azę. Ale cóż, ona była szczęśliwa, tak samo jak mój tata i mama. Ja dorastałam w pełni szczęścia. Gdy tylko otworzyłam oczy, zaczęłam chodzić i mówić, rodzice zabierali mnie na polowania. Było wspaniale. Te wszystkie widoki, zwierzęta. Fascynowało mnie to. Mając pół roku odkryłam swój pierwszy żywioł - Naturę. Jak to się stało? Rodzice zabrali mnie i Azę oraz kilka innych wilków na polowanie. Zaczailiśmy się na samca alfa stada jeleni. Był gruby i soczysty. Ulokowaliśmy się w wysokiej, gęstej trawie, nie było nas widać z przeciwnej strony. Byłam bardzo skupiona na tym, by kolacja nam nie uciekła. Każdy miał wyznaczone zadanie, a ja nie chciałam zawalić. Powoli przesuwając się w stronę jelenia z resztą watahy, usłyszałam cichy głos. Na tyle cichy, by jelenie go nie usłyszały.
- Ałaa. To boli. - odparł dziwny, lecz delikatny i melodyjny głos.
- Kto to powiedział? - zapytałam szeptem, ale usłyszałam tylko głos matki:
- Co się stało córeczko? Nikt nic nie mówi.
- Już nic. - odparłam. Pomyślałam, że mi się wydaje. Że to skutek stresu przed polowaniem. Jednak tak nie było. Głos odezwał się znowu, i znowu...
- Ałaa. To na prawdę boli, zejdź ze mnie. - odparł głosik, a ja złapałam się za głowę.- Tak, tak stoisz mi na głowie. Spójrz pod siebie. - powiedział, a ja spojrzałam. Nic tam nie było oprócz małego, fioletowego kwiatka, któremu stałam akurat na płatkach. Walnęłam się w głowę i powiedziałam do mamy:
- Mamo, nie zrozum mnie źle, ale czy to możliwe, że słyszę głosy roślin? - zapytałam, spoglądając tak zwanie spode łba na matkę. Ona pobłażliwie podniosła mnie i odpowiedziała:
- Tak, córeczko. A słyszysz? - zapytała spoglądając na resztę watahy.
- Ten kwiatek... - wskazałam na roślinę. - ... on do mnie mówił, że mam z niego zejść, bo go to boli. - odparłam cicho i czekałam na reakcję mamy.
- Wspaniale. Właśnie odkryłaś swój pierwszy żywioł- Naturę. Pozwala ci ona właśnie na takie rzeczy. - odparła radośnie mama, wtulając mnie w swoje futro. Ja skoczyłam na ziemię i krzyknęłam głośno.
- Huraaa!
Zapomniałam niestety, że akurat polujemy. Spłoszyłam wszystkie jelenie i dziki z łąki. Ale rodzina nie była na mnie zła, gdy mama wytłumaczyła im o co chodziło. Tata pogłaskał mnie po głowie i wróciliśmy do jaskiń. Na szczęście został dzik z wczoraj i mogliśmy się najeść. A ja testowałam, jakie jeszcze to moce mogę używać.
~~
Kolejny żywioł odkryłam mając półtora roku. Wtedy już alfą była moja siostra, Aza, gdyż rodzice umarli ze starości. Wkroczyłam wtedy w wiek nastoletni. Jak każdej wilczej nastolatce, podobali mi się chłopcy. Szczególnie jeden, Ethan. Był to chłopak bardzo przystojny i silny. Niestety nie był dobrym towarzystwem dla mnie, jak mówiła to Aza. Wszczynał bójki i był okrutny dla innych zwierząt. Brzydkie wilki traktował z pogardą. Ja akurat taka nie byłam. Niestety nie słuchałam siostry, byłam totalnie nim zaślepiona. Tak wyszło, że zostaliśmy parą, Aza tego nie popierała. Pewnego dnia wybrałam się do niej.
- Witaj Aza, jak tam mija? - zapytałam.
- A dobrze. A u ciebie? Dalej jesteś z tym tam, Ethan'em? - zapytała z pogardą, chociaż dobrze wiedziala, że dalej jestem z nim. Przecież nie mieszkamy daleko od siebie, zaledwie kilka metrów.
- Tak. Przecież dobrze to wiesz. A... - tutaj nie skończyłam mówić, gdyż wszedł do nas gwałtownie Ethan i od razu przeszedł do rzeczy.
- Ty głupia su*o! Takie rzeczy gadasz na mój temat? I że niby Bella jest z kimś innym? - krzyczał i splunął jej prosto w twarz.
- Ethan.. - chciałam powiedzieć, ale on mi przerwał.
- Siedź cicho, to sprawa między twoją jebni*tą siostrą i mną! - odparł i walnął waderze z całej siły w twarz. Usłyszałam trzask kości w karku. Szybko podbiegłam do wadery. Nic się nie dało zrobić. Umarła w ułamku sekundy. W tej chwili przejrzałam na oczy, Ethan na prawdę jest taki, jak myślałam.
- Ja.. myślałam, że mnie kochasz. - odparłam płacząc.
- To źle myślałaś. Mogę mieć waderę jaką chcę, a ty... To tylko taka zabawka. - odparł pogardliwie. Nie wytrzymałam tego dłużej. Walnęłam basiora w twarz. On zdenerwowany zaczął dyszeć. Ja odsunęłam się kilka kroków w tył, basior zaczął się przybliżać. W ułamku sekundy zbliżył się do mnie, wiedziałam, że to oznacza śmierć. Rzucił się na mnie.
- STOP! - krzyknęłam, myślałam, że to coś da. I o dziwo dało. Czas... zatrzymał się. Uradowana nowym żywiołem - Magią, usiadłam. Jednak nie trwało to długo. Stopniowo czas znowu zaczął płynąć. Zaczęłam uciekać. Basior wpadł w pościg za mną. Na dworze panowała dziwna pogoda. Na niebie widniały szare, ogromne chmury. Padał deszcz i waliły pioruny, ale musiałam uciekać. Zabiłby mnie. Biegłam i powoli opadłam z sił. Upadłam na ziemię i odwróciłam się na plecy. Nade mną znalazł się Ethan.
- Pożegnaj się z życiem! - zaśmiał się złowieszczo i przygotował się do ugryzienia w kark. Zbliżał się powoli, a ja nie mogłam nic zrobić. Czekałam na śmierć. Gdy jego zęby już dotykały mojej szyi niespodziewanie walnął w niego piorun. Basior padł sztywny na ziemię. Pomyślałam: Zabił go własny żywioł, elektryczność. Ja nie traciłam czasu, biegłam dalej, gdyż uzbierałam trochę sił. Biegłam i biegłam i po 10 minutach biegu wpadłam w ramiona jakiemuś basiorowi. Nie wiedziałam kto to, ale wydawał się miły.
- Kim jesteś? - zapytał, dalej trzymając mnie na ramionach.
- Jestem Bella, a ty? - zapytałam, a on postawił mnie s powrotem na ziemię. NA mej twarzy zawitał rumieniec.
- Ja jestem Jasper, członek Crystal Falls. - odparł, spoglądając na mnie.
- Crystal Falls? Za pewne wataha. Zaprowadzisz mnie tam? Proszę, proszę. - odparłam, łapiąc go za rękę i rumieniąc się. Chciałam zacząć normalne życie w nowej watasze. Bałam się tylko reakcji basiora, gdyż mogło to dziwnie wyglądać. Ale mi zależało. Chciałam zapomnieć o Ethanie i reszcie. Rodzinie, która umarła. Po prostu zacząć wszystko od początku

< Jasper? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz